Chiński ban na Facebooka i kilka innych portali społecznościowych
Chiny są postrzegane przez inne państwa jako jeden z najbardziej rozwiniętych systemów pod względem powszechnej cenzury. Chociaż dla nas zbanowanie najpopularniejszych stron internetowych może być niebywałe, w Chinach takie rzeczy dzieją się na porządku dziennym. Chińskie systemy do filtrowania ruchu w internecie są nawet wyposażone w specjalne boty. Monitorują wpisywane frazy kluczowe i śledzą aktywność obywateli. Dzięki temu nic nie umknie rządowi chińskiemu. Godne uwagi jest to, że w Chinach można nawet trafić do więzienia za niepochlebne opinie o politykach. Wystarczy, że ktoś wyrazi nieprzychylną opinię o nich za pośrednictwem forum internetowego.
Zatem jak wygląda chiński rynek mediów społecznościowych?
Jeżeli nie ma Facebooka, Twittera oraz Google, to z czego tak naprawdę korzystają na co dzień obywatele Chin? Okazuje się, że sukcesy w tym państwie odnoszą zupełnie inne portale społecznościowe i zamienniki globalnych gigantów. Mimo wszystko największymi graczami są głównie właściciele komercyjnych witryn pokroju Alibaby. Czyli portalu, który jest czymś w rodzaju chińskiego odpowiednika Allegro z tanimi produktami. Zamiast Google obywatele w chińskim internecie mają do dyspozycji autorską przeglądarkę Baidu pod kontrolą rządu. Istnieje nawet chińska wersja Youtube oraz specjalne aplikacje do wysyłania wiadomości między dodanymi do kontaktów znajomymi.